Jak wiadomo istnieje takie określenie jak „porty”. W przypadku gier dla AmigaOS 4.x sprawa wygląda tak, że autor portu udostępnia oprawę, środowisko, odpalarkę – nazwijcie to jak chcecie. Oryginalna gra nie jest dołączana i trzeba ją zdobyć we własnym zakresie.
Tu muszą wspomnieć o tzw. „abadonware”. Ostatnio widoczny jest proceder, w którym gry bez właścicieli – autentycznie opuszczone, bez żadnych praw pochodnych – są zawłaszczane. Ludziom wmawia się, że nie istnieje coś takiego jak abadonware; że do każdego produktu ktoś gdzieś ma prawo. Nie jest tak. Ale podam (za polską Wiki) jak tłumaczone jest, że abadonware nie istnieje:
„W prawie żadnego kraju nie ma mowy o abandonware. Spotyka się za to określenie dzieła osierocone (orphan works). Jeśli studio produkujące gry zbankrutowało bez odsprzedaży majątkowych praw autorskich do gier to oprogramowanie to jest dziełem osieroconym. Według planowanej polskiej implementacji dyrektyw unijnych dzieła osierocone będą mogły tylko niekomercyjnie rozpowszechniać biblioteki, muzea i placówki oświatowe”.
Nie chcę rozwijać tego wątku, ale zjawisko postępuje. Dochodzimy do czasów, gdy każdy będzie mógł być pozwany za wydrukowanie kartki tekstu napisanego w oryginalnie kupionym edytorze tekstu, bo licencja tego nie objęła. Przykre czasy.
W temacie oprogramowania regulacje prawa są niekorzystne dla użytkowników. Przykładowo w Polsce prawo działa tak samo jak w przypadku książek, czyli wygasa po 70 latach. Oznacza to, że za swojego życia nie mam szans pograć w abadonware z lat 90., chyba że dożyję sędziwego wieku. Za granicą jest jeszcze gorzej, tam nawet forsuje się działania prawa wstecz. Oprócz tego są tzw. „interpretacje”, przykładowo zgrywając ROM z konsoli na własny użytek (do emulatora) i tylko w jednej kopii jesteś przestępcą. Tu jest mowa-trawa w stylu „producent sprzedawał ci tylko w tej formie”.
Do meritum – pierwsze miejsce jakie przychodzi mi na myśl by kupić starą grę jest GOG. To polska inicjatywa. Na czym polega wyjątkowość oferty GOG-a? Gry nie posiadają zabezpieczenia tzw. DRM. Ponadto często posiadają usprawnienia, czy nawet usunięte błędy. Są też dostosowane do uruchamiania na współczesnych systemach operacyjnych.
Czy aby na pewno jest to dobry sposób na zaopatrzenie się w gry dla amigowych portów? Z tą myślą na GOG-u, polując na obniżki, kupiłem: „Quake II: Quad Damage” (9,29 zł), „Return to Castle Wolfenstein” (5,39 zł), „Quake III: Gold” (18,29 zł), „POSTAL: Classic and Uncut” (4,29 zł) i „Aquaria” (7,19 zł). Tanio, ale trzeba wspomnieć o kilku aspektach.
„Quake I” obecnie rozprowadzany jest bez oryginalnej ścieżki dźwiękowej (bodaj po 10 latach wygasła umowa), a to właśnie muzyka Nine Inch Nails budowała w części klimat. Niektóre gry muszą być dopasowane do portu, to znaczy musi być konkretna wersja gry żeby pod amigowym portem nie było problemu – takie informacje padły przy okazji choćby „Return to Castle Wolfenstein”. Do tego znanym jest fakt, że duża część gier jest dostosowywana poprzez integrację z DOS Boxem. Często nie ma polskiej wersji (bo GOG dogadywał się z właścicielem a nie polskim dystrybutorem gry, który tworzył spolszczenie). Jak zbierzemy te „poszlaki” to okaże się, że takie „oryginały” niekoniecznie są najlepsze.
I jak tu być legalnym?
Steam nie wchodzi w rachubę (DRM i połączenie klientem z serwisem online). Inne źródła, najlepiej promocyjne? Są, takim najlepszym kanałem informacji jest polski serwis „Łowcy gier”, z tym że dotyczy to raczej nowszych tytułów:
https://lowcygier.pl/sledzokazje/
Niestety większość pozycji ma DRM i jest powiązana z kontem Steam. Niemniej można zawężać kryterium poszukiwania według firm (jest wspomniany wcześniej GOG).
Obecnie wiodąca jest dystrybucja cyfrowa, a za tym idzie Steam i „wynalazki” wymagająca zainstalowanego klienta do pogrania (np. Blue Fish). Wydaje mi się, że czasy „gier w koszu w Biedronce” mijają.
Jestem ciekawy waszych doświadczeń z kompletowaniem portów gier, zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzach.