Dzisiaj wrzuciłem swoje podsumowanie:
https://amigaone.wordpress.com/podsumowanie-2018/
Tradycji stało się zadość.
Dzisiaj wrzuciłem swoje podsumowanie:
https://amigaone.wordpress.com/podsumowanie-2018/
Tradycji stało się zadość.
Zanim przedstawię podsumowanie roku (zapewne początkiem stycznia, choć tym razem wyjątkowo nie mam ochoty nawet zabrać się za to) chcę rozliczyć się ze swoich działań. Tradycyjnie – co było na blogu, trochę statystyk; a poza blogiem – jakie przeprowadziłem działania, co z tego udało się, a co nie.
Na tę chwilę, to jest 25 grudnia, mam 9.163 osłon, 4.828 odwiedzających, co daje wskaźnik 1,90 (beznadzieja – to znaczy, że każdy odwiedzający nie przeglądnął nawet dwóch stron). Ogólnie jest minimalnie lepiej jak w ubiegłym roku.
Większość odwiedzających trafiła z wyszukiwarki Google, widoczny jest też niewielki udział execa (‚Szaman’ czasem sam z siebie daje newsy o moich działaniach). Zauważalny jest wzrost odwiedzin ze Stanów Zjednoczonych.
Dałem 19 wpisów i kilka artykułów.
Rok zaczął się dobrze od powstania wydzielonej strony dla Konrada Kosteckiego Zamówienie zbiorowe na AmigaONE A1222. Służy ona koordynacji zakupu zbiorowego płyty Tabor. Wspomniałem też o swoim udziale w podcastcie u ‚radzika’ AmiWigilia Odcinek 30 – Adam Mierzwa, który był niezłym maratonem (prawie 3 godziny). Wyjaśniałem wątpliwości odnośnie Tabora (Czekając na AmigaOne 1222). Opisywałem najnowsze Aktualizacje, przedstawiłem szczegółowo bieżącą ofertę AMIStore – 2018, dałem recenzję gry World of Padman, pisałem o AmiWest 2018.
Poruszałem też kwestie nie związane ściśle ze światem AmigaOS 4, takie jak ArtEffect 4 – cz.1 – Zakup, wsparcie, system Friend, Przechowywanie czasopism, Porty gier a GOG i podobne źródła oryginałów, Nauka Pythona.
Największym powodzeniem cieszyły się treści starsze: na temat AmigaOne 1222, opis finalnej wersji AmigaOne X5000 oraz „AmigaOS 4.1 Final Edition – cz. 2”; reszta to margines (odsłony na poziomie < 150, najsłabsze to ok. 30 w skali roku).
Reaktywowałem stronę morphos.pl i fanpage z nim powiązany (profil na facebooku).
Zaangażowałem się w magazyn „Amiga NG” doprowadzając do regularnego wydawania (kwartalnik) i wyjścia drukiem. Kolejny krok to wersja anglojęzyczna w przyszłym roku (pierwszy numer to bieżący nr 5).
Przeprowadziłem zbiórkę PayPal, dzięki której utworzyłem w ramach strony amiga.org.pl sklepik dla debiutantów; także docelowy jest gotowy amigaonline.
Napisałem e-booka „AmigaOS 4 na weekend„.
Próbowałem swych sił w wideoblogowaniu, ale nowym osiągnięciem jest własny podcast.
Z takich działań, które robiłem „po nic” mogę jeszcze wymienić tłumaczenia na stronie projektu laptopa PPC, postawienie strony pod warsztaty programistyczne na platformie edukacyjnej Chamilo, czy forum (jeszcze nieoficjalnie – miałem w planach scalać swoje rzeczy w jeden „ekosystem”).
Wszystko co napisałem powyżej w „Poza blogiem” to fakty dokonane, więc tak patrząc udało się wiele. Udało się zasypać rowy podziału pomiędzy sympatykami rozwoju Amigi.
Nie udało się poszerzyć zasięgu odbiorców treści.
Przykładem niech będzie podcast – reklama wszędzie, w tym PPA, to 182 odsłuchań; bez reklamy to kilkanaście (w tym 10 unikalnych odbiorców). Nie pomogły zgłoszenia w różne miejsca (Nocne Radio, Podstacja; na iTunes został odrzucony).
Na forum ‚Mufy’ nie będę zgłaszał żadnych swoich działań, treści, czegokolwiek – po tym wątku ograniczyłem się z udziałem w tamtym miejscu do minimum. Inne rzeczy, których nie mam chęci wyciągać, utwierdziły mnie w przekonaniu, że od „śmietanki” OS 4 w Polsce lepiej trzymać się z daleka. Odznaka „Znamienity forumowicz ” niech pozostanie miłą pamiątką. Wspólne działania w środowisku NG (zwłaszcza w kontekście MorphOS-a) są tam nieakceptowane, a jak mówi przysłowie, „kogo nie proszą, tego wynoszą”, więc nie będę pchał się tam gdzie jest to, co widać.
Szukałem nowych miejsc dotarcia. W myśl zasady, że trzeba próbować wszystkiego, 1 na 10 musi coś zaskoczyć. Facebook nie sprawdził się. Twitter jest nieskuteczny, bo mam na nim za mało znajomych. Uderzać w kolejne miejsca (Instagram, Pinterest) nie mam chęci, nie widzę też sensu. To marnowanie energii i czasu. I swojego i odbiorców. Bo – jak ustaliłem – jest stała grupa zainteresowanych „NG” w Polsce, która „nie chce” urosnąć i to się nie zmieni, dopóki na przykład nie wyjdzie ‚Tabor” bądź nie stanie się coś równie „dużego”.
W zasadzie rzeczy nie zaanonsowane na PPA mają nikłą szansę przebicia.
Nie udało się doprowadzić do warsztatów programistycznych – nie byłem pomysłodawcą ani organizatorem, ale osobiście zaangażowałem się mocno w rozpropagowanie wydarzenia i zebranie osób; klęska całkowita.
Podobnie nie udało się utrzymać nowych osób przy czasopiśmie, „amatorów” – pozostali ci, którzy pisali już gdzieś wcześniej.
Brak powodzenia w sprzedaży e-booka. Po rekomendacji z 9 listopada na forum („Widzę że uwag będę miał na tyle dużo, że nie będę tutaj zaśmiecał forum.”) nie zeszła ani jedna sztuka, co oznacza całkowitą sprzedaż (w tym „by wesprzeć”) na poziomie 6 egzemplarzy. Załóżmy, że to zbieg okoliczności, że e-book był za drogi (choć ja uważam, że to normalna cena za niszową wiedzę w skondensowanej formie), że przyczyny były inne (np. AmigaOS 4 ma małą popularność) i inne powody nawymyślamy, to nie ma wytłumaczenia w przypadku czasopisma. O co chodzi?
Po roku darmowej dostępności PDF przejście na wersje płatną dało sprzedaż na poziomie 5 szt. Przyznaję, że nie rozumiem tego. Sam kupuję „Amigazyn”, którego prawie nie czytam (nie ma w nim interesujących treści dla mnie), tam średnio jeden artykuł na numer przeczytam. Ale nie kupuję, „żeby wesprzeć”. Zwyczajnie jak ktoś interesuje się danym tematem to sobie kupuje takie rzeczy. Jest to w pewnej mierze wyznacznik zaangażowania w hobby. Wiadomo – papier jest drogi, z czasem nie ma gdzie tego trzymać, ale PDF? To nie jest dużo te 9 zł na kwartał. Jasne, że nie ma co się zmuszać jeśli temat nie interesuje, tylko… no właśnie… Wychodzi na to, że ludzie komentujący NG albo nie interesują się nim tak naprawdę, albo uważają że wszystko o nim wiedzą i nie potrzebują periodyku.
Czy jest sens angażować się w tworzenie treści dla odbiorców, którzy nie są nimi zainteresowani? Dla mnie to nie ma sensu.
A może przyjąć założenie, że wszystko w ramach hobby musi być tworzone za darmo dla „recenzentów”, „łaskawych przewijaczy rolką myszki”? Słabe jest to, że oni nawet tego podsumowania, które teraz czytasz, nie przeczytają…
Na tę chwilę widzę sytuację tak: jest grupa zaawansowanych użytkowników NG, którzy są cały czas przy Amidze i oni „nie potrzebują” oraz potencjalni nowi użytkownicy, którzy nie wejdą w NG ze względu na ogólny chaos (wojenki firm na górze, brak rozwoju nowoczesnego oprogramowania). Z wnioskami wstrzymam się do podsumowania roku, ale dla mnie nie wygląda to dobrze.
Moja koncepcja tworzenia dedykowanych miejsc dla fanów, poza „hydeparkiem” (PPA) i nie angażując się w spory, nie wypaliła. Nie wiem dlaczego okazała się błędna, po prostu nie zadziałało.
Przekonanie, że istotne rzeczy zostaną zauważone również okazało się błędne. Tu nic się nie zmieniło – to nie redakcja szuka treści, to blogerzy muszą spamować newsami, najlepiej na PPA. Widać to choćby po morphos.pl – fakt reaktywacji nie został na PPA odnotowany.
Konkrety:
– anglojęzyczna wersja e-booka „AmigaOS 4 na weekend”
– nowy e-book „Pixel Art”
– utrzymanie czasopisma „Amiga NG”, także w wersji anglojęzycznej
– przerzucanie obsługi stron/fanpage na inne osoby i zaangażowanie ich w propagowanie „NG”
– utrzymanie podcasta, który teraz będzie głównym źródłem informacji.
Jak wiadomo istnieje takie określenie jak „porty”. W przypadku gier dla AmigaOS 4.x sprawa wygląda tak, że autor portu udostępnia oprawę, środowisko, odpalarkę – nazwijcie to jak chcecie. Oryginalna gra nie jest dołączana i trzeba ją zdobyć we własnym zakresie.
Tu muszą wspomnieć o tzw. „abadonware”. Ostatnio widoczny jest proceder, w którym gry bez właścicieli – autentycznie opuszczone, bez żadnych praw pochodnych – są zawłaszczane. Ludziom wmawia się, że nie istnieje coś takiego jak abadonware; że do każdego produktu ktoś gdzieś ma prawo. Nie jest tak. Ale podam (za polską Wiki) jak tłumaczone jest, że abadonware nie istnieje:
„W prawie żadnego kraju nie ma mowy o abandonware. Spotyka się za to określenie dzieła osierocone (orphan works). Jeśli studio produkujące gry zbankrutowało bez odsprzedaży majątkowych praw autorskich do gier to oprogramowanie to jest dziełem osieroconym. Według planowanej polskiej implementacji dyrektyw unijnych dzieła osierocone będą mogły tylko niekomercyjnie rozpowszechniać biblioteki, muzea i placówki oświatowe”.
Nie chcę rozwijać tego wątku, ale zjawisko postępuje. Dochodzimy do czasów, gdy każdy będzie mógł być pozwany za wydrukowanie kartki tekstu napisanego w oryginalnie kupionym edytorze tekstu, bo licencja tego nie objęła. Przykre czasy.
W temacie oprogramowania regulacje prawa są niekorzystne dla użytkowników. Przykładowo w Polsce prawo działa tak samo jak w przypadku książek, czyli wygasa po 70 latach. Oznacza to, że za swojego życia nie mam szans pograć w abadonware z lat 90., chyba że dożyję sędziwego wieku. Za granicą jest jeszcze gorzej, tam nawet forsuje się działania prawa wstecz. Oprócz tego są tzw. „interpretacje”, przykładowo zgrywając ROM z konsoli na własny użytek (do emulatora) i tylko w jednej kopii jesteś przestępcą. Tu jest mowa-trawa w stylu „producent sprzedawał ci tylko w tej formie”.
Do meritum – pierwsze miejsce jakie przychodzi mi na myśl by kupić starą grę jest GOG. To polska inicjatywa. Na czym polega wyjątkowość oferty GOG-a? Gry nie posiadają zabezpieczenia tzw. DRM. Ponadto często posiadają usprawnienia, czy nawet usunięte błędy. Są też dostosowane do uruchamiania na współczesnych systemach operacyjnych.
Czy aby na pewno jest to dobry sposób na zaopatrzenie się w gry dla amigowych portów? Z tą myślą na GOG-u, polując na obniżki, kupiłem: „Quake II: Quad Damage” (9,29 zł), „Return to Castle Wolfenstein” (5,39 zł), „Quake III: Gold” (18,29 zł), „POSTAL: Classic and Uncut” (4,29 zł) i „Aquaria” (7,19 zł). Tanio, ale trzeba wspomnieć o kilku aspektach.
„Quake I” obecnie rozprowadzany jest bez oryginalnej ścieżki dźwiękowej (bodaj po 10 latach wygasła umowa), a to właśnie muzyka Nine Inch Nails budowała w części klimat. Niektóre gry muszą być dopasowane do portu, to znaczy musi być konkretna wersja gry żeby pod amigowym portem nie było problemu – takie informacje padły przy okazji choćby „Return to Castle Wolfenstein”. Do tego znanym jest fakt, że duża część gier jest dostosowywana poprzez integrację z DOS Boxem. Często nie ma polskiej wersji (bo GOG dogadywał się z właścicielem a nie polskim dystrybutorem gry, który tworzył spolszczenie). Jak zbierzemy te „poszlaki” to okaże się, że takie „oryginały” niekoniecznie są najlepsze.
I jak tu być legalnym?
Steam nie wchodzi w rachubę (DRM i połączenie klientem z serwisem online). Inne źródła, najlepiej promocyjne? Są, takim najlepszym kanałem informacji jest polski serwis „Łowcy gier”, z tym że dotyczy to raczej nowszych tytułów:
https://lowcygier.pl/sledzokazje/
Niestety większość pozycji ma DRM i jest powiązana z kontem Steam. Niemniej można zawężać kryterium poszukiwania według firm (jest wspomniany wcześniej GOG).
Obecnie wiodąca jest dystrybucja cyfrowa, a za tym idzie Steam i „wynalazki” wymagająca zainstalowanego klienta do pogrania (np. Blue Fish). Wydaje mi się, że czasy „gier w koszu w Biedronce” mijają.
Jestem ciekawy waszych doświadczeń z kompletowaniem portów gier, zachęcam do podzielenia się nimi w komentarzach.